poniedziałek, 7 grudnia 2009

Oniemiałam z zachwytu czyli byłam w Poznaniu na Festiwalu...
















W sobotę 5-to grudniową mój "Ślubny" i mój Szwagier zawieźli mnie do Poznania na V Festiwal Rękodzieła i .... Przeżyłam szok. Tyle inwencji twórczej i przepięknej urody przedmiotów jeszcze nie widziałam (oczywiście chodzi o jedno miejsce). Wklejam kilka fotek bo tego się nie da opisać słowami. Ogólnie "wzrosło mi ciśnienie" i trochę posmutniałam, że ja takiego talentu nie mam.

środa, 2 grudnia 2009

NA LESZCZYNOWEJ: Mobilizacja...

NA LESZCZYNOWEJ: Mobilizacja...

Mobilizacja...

Muszę się bardziej zmobilizować. Dostałam wyróżnienie od Pani Ani z "Dziergalni", a wszelkie nagrody i wyróżnienia mobilizują i pobudzają do działania. Sporo "leniuchowałam" na blogu, ale nieluniochowałam w realu. Po skończonym kursie podstawowym decoupagu zaczęłam tworzyć. Zrobiłam kilka ikon (daleko im do oryginałów), trochę słoików, puszek i innym drobiazgów dostało nową "skórę". Postaram się wkleić szybko zdjęcia moich dzieł. Nadal wyszywam w tzw. międzyczasie. Może uda mi się skończyć obraz do świąt i zrobić prezent moim Rodzicom. Na wszystko potrzeba czasu a jak wiadomo przed Świętami jest go zawsze za mało. No i nadchodzi czas "św. Mikołaja" i z sakiewki będą uciekać szybko pieniądze.

piątek, 6 listopada 2009

Kursomania...

Kursomaniactwa ciąg dalszy. Poszłam za ciosem i zapisałam się na kurs "dekupażu". Stwierdziłam, że poznawanie nowych technik jest super zajęciem. Chyba do mojego hobby "dorzucę" decoupage. Zabawa jest świetna, też uczy cierpliwości i jakie efekty. Zdjęcia prac oczywiście zrobiłam, ale jak to ja wkleję je później. Zrobiłam dwie ikony - jedna na szkle druga na desce. Jestem zadowolona jak na pierwszy raz. Muszę potrenować kolorowanie tła, bo do tego talentu jeszcze nie mam, ale wszystko przede mną. Muszę tylko mieć chęci. Trochę bolą stawy, ale przecież to ja mam z nimi wygrać a nie one ze mną. Biadolenia już wystarczy trzeba zająć się twórczością artystyczną. Pozdrawiam wszystkich czytających.

środa, 21 października 2009

Kursowanie...

Wczoraj byłam na fajnym kursie plastycznym czyli "Techniki plastyczne". Było bardzo sympatycznie i wesoło, tak jak to bywa w towarzystwie "zakręconych" kobiet i do tego nauczycielek. Przez kilka godzin "brudziłyśmy" się jak dzieci, ale efekty były. Z tego zaangażowania żadna z nas nie zrobiła ani jednego zdjęcia. Mam nadzieję, że na następnym czyli "Decoupage - kurs podstawowy" nie zrobimy tego błędu i "ujmiemy się" na fotkach. To tak króciutko...

czwartek, 15 października 2009

Zdrowie...

Dzisiaj tak bez "zdjątka". Chyba złapała mnie jesienna "maruda". Zdrowie zaczęło sprawiać kłopoty. Do dziedzicznego RZS-a doszła jeszcze totalna dyskopatia. Dzień w dzień z bólem i proszkami do jego uśmierzania. Dziś mam pierwszy poprawiający masaż. Trochę się boję, ale do odważnych świat należy. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej i mniej narzekania, ... i może trochę słońca pokaże się zza chmur?

poniedziałek, 12 października 2009

Dzień za dniem...



Te dni tak szybko mijają, że aż się boję. Pani Ania "zmobilizowała" mnie wpisem na swojego bloga, więc i ja zamieszczam próbkę swego aktualnego dzieła. Chciałabym je bardzo, ale bardzo szybko skończyć, niestety choroba trochę pokrzyżowała mi plany. Zaczęłam borykać się z czymś co ode mnie nie zależy czyli RZS. Mam nadzieję, że kuracja którą zaczęłam przechodzić pomoże i nie powygina mi palców (na genetykę nie ma wpływu!!!). To tyle "biadolenia" nad sobą.


Jesienne klimaty czyli kolorystyka i to co się z nią wiąże jest przepiękne (choć specjalnie za jesienią nie przepadam), ale każda pora roku ma coś w sobie.
Tę dyniuszkę dostałam od moich Rodzicieli i na razie zdobi moje podwórko. Niedługo ulegnie przeróbce "owocowo-warzywnej" i będę się delektowała jej smakiem.














Zrobiłam też nową "witaczową" kompozycję w moim wiatrołapie. Też taki jesienny klimacik.

środa, 30 września 2009

Ostatni tydzień września...


To takie jesienne inspiracje. "Tchnęło" mnie któregoś pięknego wrześniowego dnia i ozdobiłam swoje "kominkowe" świeczniki. Bardzo mi się podoba "zaowocowana" róża. Szczególnie lubię ten kolor czerwonych owoców. Z tym "natychaniem" to nie był tylko jednorazowy wybryk. Dostałam od mojej koleżanki Agniesi gotową masę solną i to był mój pierwszy raz z tym materiałem. Szło mi nieźle . Efekty widać na zdjęciu. Na pomalowanie jeszcze muszą trochę poczekać (tylko nie wiem dlaczego to zdjęcie wkleiło się trochę tak inaczej?!). Wydaje mi się (nieskromnie) jak na pierwszy raz .. to może być.

Ze szkolnych wybryków moich Synów M. to nie jest źle. Młodszy Syn M. codziennie wraca w brudnych spodniach ... bo tak trochę się bawią w ciąganie po korytarzu. I co mam z nim zrobić - nic tylko prać i prasować. Starszy Syn M. niezbyt "garnie" się do nauki, ale chyba idzie ku lepszemu?!
to chyba na dzisiaj będzie tyle.A to jest moja ukochana stara jabłoń, która odwdzięcza się przepysznymi jabłkami. Niestety już jesień i niedługo będzie "goła".... a życie toczy się dalej

poniedziałek, 7 września 2009

Pierwszy tydzień wrześniowy...

Minął pierwszy tydzień wrześniowy. Młodszy Syn M. poszedł do pierwszej klasy i był ... jedynym cieszącym się z tego faktu uczniem. 52 dzieci rozpoczynało naukę, ale tylko On wyrażał entuzjazm z tego faktu. Do tej pory tak jest. Ma już 2 "piątki z uśmiechem" i 2 słoneczka za dobre zachowanie. Mam nadzieję, że tak będzie zawsze. [anegdotka o młodszym M. - wyszedł w czasie lekcji do toalety, a po powrocie zapytał: przepraszam, czy coś straciłem?:-)))].
Starszy Syn M. niestety nie wyrażał entuzjazmu z faktu bycia uczniem klasy 5. Podejrzewam, że tak zostanie do końca roku szkolnego. Jedyny pozytyw u Starszego Syna M. to fakt, że zapisał się do kółka matematycznego (światełko w tunelu:-)).

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Jeszcze coś...


Wkleiłam kilka zdjęć i z mojej twórczości i inspiracji domowych.



Koniec wakacji...

Niestety koniec wakacji już jutro!!! Starszy Syn M nie jest szczęśliwy z tego powodu, Młodszy Syn M wręcz nie może się doczekać swojej pierwszej klasy (mam nadzieję, że ten "pociąg" do nauki szybko mu nie minie).
Dla mnie znowu zacznie się prawie "nocne" wstawanie, seria kanapek dla moich Panów, "odzianie" w strój odpowiedni, dostarczenie Synów do szkoły, do pracy, odbiór Synów ze szkoły, obiad, sprzątanie po obiedzie, inne prace domowe lub chwila na wyszywanie moich ukochanych "krzyżyków", kolacja, zabiegi higieniczne wieczorne, spanie!!!! I tak przez najbliższe 10 miesięcy z wyłączeniem weekendów, świąt i innych nieprzewidzianych wolnych dni. .... A potem wakacje. Wiem, że nie tylko ja to przeżywam i mam nadzieję na spokojny rok pełen ciekawych wydarzeń, pomysłów i może jeszcze czegoś... oczywiście pozytywnego.

W niedzielę odwiedziłam moją Mamuśkę i Tatuśka. Gościły u Nich wszystkie siostrzyczki Mamuśki z mężami (czyli wujami). Postarzały się moje ciotuchny i wujaszkowie. Czas obchodzi się z niektórymi bezlitośnie. Ale fajnie było ich spotkać wszystkich razem. Moja Mama ma 4 siostry. Lubię słuchać jak wspominają dawne czasy, staram się chłonąć tę wiedzę by umieć przekazać choć część tej historii swoim Synom M. Ogólnie było miło.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Leje i nic się nie chce...


Z powodu lejącego deszczu za oknami usiadłam do komputera i ... usiłuję coś napisać. Będą to chyba tylko bzdury. Padający deszcz zachęca do działań twórczych, a ja siedzę w pracy (dosłownie siedzę) i myślę o tym co w tym czasie zrobiłabym w domu np.: prasowanie, a może wyszyłabym trochę mojego obrazu, a może pomalowałabym zadobyte stare kafle piecowe, a może by ... No cóż jeszcze trochę tu posiedzę.

A te wrzosy tak z okazji nadchodzącej jesieni!

środa, 26 sierpnia 2009

Miało być systematycznie, ale....



Miało być tak systematycznie, a tu minęły prawie trzy miesiące. Działo się , działo.... była Komunia 7 czerwca - wszystko odbyło się zgodnie z planem. Potem był kolejny już zlot militarny w Darłowie (czyli zabawa dla "dużych chłopców"). Mąż i starszy Synek M. bawili się na poligonie a ja i młodszy Synek M. zażywaliśmy świeżego powietrza i spacerów po plaży. Mąż "umundurował" mnie i młodszego Synka M. byśmy się nie wyróżniali z tłumu :-)).
Potem był Piknik Country w Mrągowie i kolejna zabawa dla hobbystów czyli "parada ludzi nawiedzonych country pozytywnie". Stamtąd wróciłam z książką Wojciecha Cejrowskiego i oczywiście jego autografem i z nowymi wspomnieniami. A potem przewspaniale spędzony czas u naszych przyjaciół w Bieszczadach. Kocham Bieszczady i te klimaty, które stworzył Najwspanialszy Artysta. Szkoda, że bezmyślni turyści chcą to zadeptać. Wiem jedno - jedziemy do Polany na sylwestra. Tam życie nabiera innego kolorytu, nabiera spokoju i tak naprawdę człowiek dochodzi do wniosku, że w mieście życie ucieka przez palce a tam, wśród wszechobecnej czystej natury, dochodzimy do wniosku, że ... trzeba zwolnić. Stamtąd wróciłam z kolejnymi aniołkami do kolekcji i kilkoma "hopsztakami" (p.s. hopsztak, wg mojego męża, to rzecz niepotrzebna, która może się przydać). Zrobiłam trochę zdjęć, które postaram się wkleić ... kiedyś.

środa, 3 czerwca 2009

idzie lato...


Zaczyna się kolejny piękny miesiąc. Piękny, bo zaczyna się lato, urlop coraz bliżej. Tęsknię już za wstawaniem bez budzika, wieczorną herbatką na tarasie i spokojem. Chciało by się żyć (jak mawia mój Grześ) z kapitału.
U mnie na Leszczynowej przygotowania do "Komunii". W mojej Diecezji dzieci mają tzw. drugą komunię w IV klasie. Jest to odnowienie przyrzeczeń Chrztu Świętego. Czeka mnie trochę pracy, bo goście przyjadą:-))) i potrzeba "polatać na miotle".
To zdjęcie to moja ulubiona stara jabłoń, która co roku tak wdzięcznie kwitnie i cieszy oczy. Teraz już przekwitła, ale jaśminy zaczynają rozchylać swoje pąki i pachnieć niebiańsko.

wtorek, 26 maja 2009

Dzień Matki...


To jeden z najpiękniejszych dni w roku. Dane mi było to Szczęście dwukrotnie. Dziś rano dostałam piękną laurkę zrobioną przez mojego młodszego Synka. Są tam serduszka i mój portret. Wszystko w kolorach tęczy! Czyż to nie piękne? Godzina 7.00 a ja dostaje najpiękniejsze prezenty, bo wykonane samodzielnie przez dziecko. Kocham ich nad życie. Cudownie jest być matką!!!!!

czwartek, 21 maja 2009

Próby tworzenia...


Dziś rozpoczęłam próbne dekorowanie mojego bloga. Zdjęcie w nagłówku chyba wyszło mi trochę "mega", ale kiedyś dojdę do właściwego rozmiaru. Może ktoś z zaglądających tu doradzi mi jak to się robi? To zdjęcie to mój "klimatyczny" bukiecik, który ciągle się zmienia. Jeden element, który nie ulega przemianom to ukochane słoneczniki. Anioły już zmieniły miejsce, a bukiet stoi na starej 100-letniej wadze szalkowej (zadobytej od mojej cioci Hani) w bardzo starym kamieniaku (nie pamiętam po kim i od kogo go mam). W całej mojej kuchni "trąci" starzyzną, bo kocham przedmioty z "duszą" .

poniedziałek, 18 maja 2009

Zaczynam się wdrażać...

Zaczynam się wdrażać w pisanie. Mam nadzieję, że powstanie coś ciekawego. Dużo blogów przeglądam i czytam. Są bardzo, ale to bardzo inspirujące. Zaczęło się od "Inspiracji...dekoracji...wariacji..." i tak "wsiąknęłam".
Sama wyszywam "krzyżykami". Mam już kilka prac na swoim koncie. I postaram się zaprezentować na swoim blogu. Nie są to prace własnego pomysłu. Ktoś je wcześniej zaprojektował, ale bardzo mi się podobały i chciałam je mieć. Lubię też otaczać się rzeczami z "duszą". Mój Ślubny Grześ śmieje się ze mnie, że zbieram śmieci. Ja mu tłumaczę, że nie można wyrzucić na śmietnik np. dzbanuszka, który ma już sto lat - to by była zbrodnia. Jestem też fanką aniołków i dzwonków. Mam już ich ...kilka. Ostatnio mój starszy syn Michałek poprosił mnie bym już tyle tych aniołków nie wieszała, bo nasz dom staje się taki .... "babski". Co mam powiedzieć jak mam Męża i dwóch Synów. Jestem sama na "polu walki" o anioły. Postaram się nie dać.
To chyba na dziś było by tyle.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Początek...

Do pisania zainspirowaly mnie Kobiety Kreatywne. Dzięki nim zauważyłam, że dzień za dniem przelatują mi przez palce. Muszę coś z tym zrobić. Chyba pora aktywniej żyć.